Latanie w Omanie

Utworzono: 07 październik 2011

Naprawdę nie wiem od czego zacząć, więc zacznę może od początku.

Przyjechałem do Omanu 10 miesięcy temu i od tego czasu cały świat stanął mi na głowie.Aplikację do Oman Air złożyłem wiele lat temu i tyle też trwał proces myślowy firmy, która nie mogła się zdecydować czy przyjąć pilotów czy nie. Wielkim zaskoczeniem więc był e-mail, który dostałem pewnego pięknego sierpniowego dnia 2010 roku, zapraszający mnie na wstępne rozmowy do Bangkoku. Krótki egzamin teoretyczny, test umiejętności praktycznych na symulatorze i bardzo miła rozmowa z szefem pilotów i osobą z działu personalnego.

?Jakoś poszło ośle...? 3 miesiące później miałem wizę i bilet, spakowałem walizkę i przy akompaniamencie uwag żony i pochlipywania dziecka, wyruszyłem na nową drogę życia.


Mieszane uczucia (przecież to moje pierwsze prawdziwe spotkanie z krajem muzułmańskim, nie liczę kilku wypadów na wakacje do Egiptu, Turcji czy Malezji) i zwyczajne myśli kłębiące się pod czaszką ? czy będę w stanie przystosować się, czy będę w stanie żyć pośród innej kultury... Ech, długo by opowiadać

Pierwsze wrażenie to zdziwienie. Z okien lądującego samolotu zobaczyłem samochód na publicznej drodze równoległej do pasa startowego. Samochód nas... wyprzedzał! Jak Oni tu jeżdżą do cholery!!! Potem już normalniej, terminal?nic nadzwyczajnego. Trochę mały jak na stolicę kraju, ale Polska miała mniejszy, zanim w 1992 otwarto obecny. Pełen obaw podszedłem do okienka i zapytałem, czy ktokolwiek wie coś o moim przyjeździe, miałem tu odebrać wizę...

Chwila ciszy i szeroki uśmiech na twarzy człowieka po drugiej stronie szyby ?Welcome to Oman?. Tak, wiemy. Tak, jest wiza. Tak, przygotowaliśmy się już na twój przyjazd. Jeszcze kilka ?TAK? i byłem w hotelu, we własnym apartamencie z karta sim do komórki i życzeniami dobrej nocy (lądowałem o 02.00).

Rano załatwiłem dokumenty wprowadzające mnie do firmy i tu pierwsze zaskoczenie ? weekend nie zaczyna się w piątek po południu tylko w czwartek... a dla firm państwowych już w środę!!! Niestety, niedziela i odpowiednio sobota to już dni pracujące. Zła wiadomość dla amatorów długich weekendów ? nie są wcale dłuższe.

Pierwsze zakupy niczym nie różniły się od zakupów w Polsce, nazwa sklepu trochę inna ale w środku to samo, a kiedy poszedłem do działu mięsnego (wahanie ? co zobaczę... przecież to inna kultura... ) czekała na mnie paczka z napisem ?Polska Kiełbasa?. Dobrze jest! Nasi tu byli!

 Zrobiło się jeszcze lepiej, kiedy w oko wpadły mi stoiska z ładnie i czysto poukładanymi kawałkami różnego rodzaju mięsa z każdego zakątka świata. Nie chcę być źle zrozumiany ? mięso nie jest dla mnie najważniejsze, ale wiele lat już podróżuję po świecie i nauczyłem się oceniać dany kraj nawet po drobnych szczegółach w zaopatrzeniu sklepów. Jak na razie wszystko było na najlepszej drodze do polubienia tego miejsca.

Teraz trochę o firmie ? wielkością przypomina LOT, bałaganem trochę też niestety..., ale jest inaczej. Ludzie uśmiechają się do Ciebie. Wszyscy witają Cię jakbyśmy znali się od dawna, a przecież widzieliśmy się tylko raz, przelotnie na korytarzu... Przy okazji zauważyłem, że czas ma tu zupełnie inny wymiar, płynie w dużo wolniejszym tempie, ale ?Insh Allah? wcale nie oznacza ?Manana? czyli ?na świętego nigdy?.

Po trzech miesiącach treningu i wprowadzania w pustynne operacje, wreszcie doczekałem się pierwszego lotu i tutaj... żadnej niespodzianki. Latanie dokładnie takie samo jak w innych cywilizowanych krajach, jedynie krajobraz trochę bardziej monotonny.

Firma kładzie bardzo duży nacisk na bezpieczeństwo operacji, dlatego mnóstwo czasu poświęcamy na bardzo uważne przygotowanie do lotu, bo jego w trakcie nie ma czasu na dyrdymały. Rzetelna, solidna praca. Lubię takie podejście do latania, a muszę przyznać, że nie jest często spotyka postawa na świecie. Latamy na różne lotniska, nawet takie pozbawione pasów startowych. Zamiast pasa - ubity piach pustyni wymieszany z okruchami skał.

Nie ma żadnych pomocy nawigacyjnych, więc ?pas widzę, lądować będę? nabiera dosłownego znaczenia. Przypomina to trochę czasy aeroklubu, kiedy mapa i teren pod samolotem musiały się ze sobą zgadzać, bo inaczej nie było szansy na znalezienie lotniska.

Niestety, mapa przypadku Omanu jest niezbyt przydatna. Równie dobrze moglibyśmy pomalować kartkę papieru na jednolity beżowy kolor, po czym na środku postawić krzyżyk ? to nasze lotnisko.

Latamy dla firm wydobywających ropę i gaz z pustyni. Ogromne firmy i wymagający klienci. Liczy się nie tylko komfort pasażera, ale przede wszystkim bezpieczeństwo, regularność przewozu i czas, czas, czas....

Firmy płacą dobrze, ale tylko wtedy, kiedy warunki kontraktu są dotrzymane. Jeśli lot jest opóźniony, wtedy my płacimy słono tytułem kar umownych. Każda minuta jest ważna, a dzień zaczyna się wcześnie, bo o 06.00.

Na lotnisku docelowym nie ma żadnego oświetlenia, nie ma więc mowy o lataniu w nocy. Wszystkie loty muszą odbyć się w ciągu dnia, przy świetle słonecznym. Zwykle wykonujemy 2 loty dziennie, ale czasem nawet 3. Każdy z nich to minimum 4h pracy. Dlatego zaczynamy o tak wczesnej porze.

Rano spotykamy się w pokoju odpraw, dwóch pilotów i dwóch członków załogi kabinowej. Krótkie, ale szczegółowe zapoznanie się z pogodą, informacjami o okolicznych lotniskach, przeliczenie paliwa i niecałe pół godziny później już jesteśmy w autobusie na lotnisko.

Kontrola bezpieczeństwa (dwukrotna) i pomimo, że jest to lot krajowy, przechodzimy przez kontrolę paszportową ? jedno z naszych lotnisk zapasowych znajduje się w Emiratach Arabskich Oman to mały kraj a firma jest poważna i nie może sobie pozwolić na błędy. Szkodzi to wizerunkowi firmy, a poza tym jest kosztowne ? za każdy taki błąd lokalny Urząd Lotnictwa nakłada poważne kary finansowe.

Następny autobus i już jesteśmy w samolocie.

Sprawdzamy samolot, dokumentacje, paliwo, robimy wszystkie testy poszczególnych urządzeń. Jeśli coś jest niesprawne - lot nie odbędzie się. Na lotnisku docelowym nie mamy mechanika, który mógłby nam pomóc, w dodatku to środek pustyni ? w jedną stronę ok 400km do większego miasta, w druga 600km - nie jest to wesoła perspektywa uziemienia samolotu.

Zaczynamy przygotowanie do odlotu. Ustalamy kto będzie fizycznie prowadził samolot, a kto obsługiwał radio i wypełniał plan lotu po czym czytamy tzw checklist czyli listy kontrolne, czy czegoś nie zapomnieliśmy...Gotowi.

Pasażerowie już są, więc tylko końcowa dokumentacja w drodze do nas. Ilość pasażerów się zgadza, zamykamy drzwi i lecimy.

Odlot jest ciekawy, bo lotnisko otaczają wysokie góry od południa i zachodu a właśnie to jest kierunek naszego lotu. Po starcie lecimy najpierw trochę w stronę morza i nabieramy wysokości, żeby przeskoczyć nad górami. Potem ponad godzina wiszenia nad pustynią i trzeba się zniżać do lądowania.

Wiatry wiejące nad pustynią nie są naszym sprzymierzeńcem. Ograniczają widoczność i wzniecają tumany pyłu. W połączeniu ze słońcem powodują nieprzyjemne turbulencje, a pustynni ludzie mają raczej wrażliwe żołądki...

Ze względu na silną operację słoneczną, turbulencje na małej wysokości są bardzo częstym zjawiskiem. Podejście i lądowanie na wcześniej wspomnianej zasadzie - ?pas widzę, lądować będę?. Stajemy na głowie, aby wszystko wykonać najłagodniej, ale nie ma zbyt wielkiego marginesu na poprawki. Pas to tylko kawałek pustyni i jeśli nie wylądujemy szybko, to nie będziemy w stanie zatrzymać się na utwardzonej części. Hamulce są mało efektywne na luźnej nawierzchni, a rewersów nie można używać ze względu na silniki, które i tak zasysają mnóstwo pyłu. Musimy dbać też o śmigła ? są z kompozytu, a rozwarstwienie śmigła po uderzeniu w nie kamienia to uziemienie samolotu na długo...

Zwalniamy pas i kołujemy na nasze stanowisko postojowe. Dumnie to brzmi, ale w zasadzie jest to tylko skrawek betonu 20x20m, pośród okalającej nas pustyni. Pomyśleć można 20 metrów to kawał betonu, ale tak naprawdę nasz samolot ledwo się na tym mieści. Rozpiętość skrzydeł ATRa to 24m...

Wyłączamy silniki i zaczyna się drugi etap pracy, tym razem na ziemi.

Trzeba szybciutko przygotować samolot do odlotu. Czyli - obejrzeć go z zewnątrz, wykonać wszystkie testy w kokpicie no i najżmudniejsza ? papierkowa robota: dziennik techniczny to obowiązek kapitana. Przed i po każdym rejsie musimy szczegółowo wpisać czasy odkołowania, dokołowania, startu i lądowania ? na tej podstawie liczy się życie samolotu.

Potem paliwo ? czy mamy go dość na powrót? Jakie było zużycie do tej pory? Czy nie popełniliśmy błędu w wyliczeniach? Czy instalacja paliwowa samolotu jest szczelna, czyli (co czasem się zdarza) czy nie gubimy paliwa po drodze?

Ciekawa historia, latamy dla firmy wydobywającej paliwo, ale na lotnisku, które jest własnością tejże firmy paliwa nie ma! Jeśli nasze wyliczenia przed startem z Muscat były błędne to... nigdzie nie polecimy!

Następne zajęcie to tabela załadowania samolotu, tzw load and trim sheet. Jest nas dwóch w kokpicie i podział pracy jest jasny, jeden oblicza załadowanie samolotu a drugi sprawdza czy wszystko się zgadza. Od tego zależy czy w ogóle uda nam się wystartować.

Każdy samolot jest bardzo czuły na tzw położenie środka ciężkości czyli jak jest załadowany ? jeśli za dużo załadujemy do przodu ? nie uniesiemy dzioba samolotu i rozbijemy się przy starcie, jeśli za dużo do tyłu to... też.

Jednymi drzwiami wchodzą pierwsi pasażerowie, drugimi ładujemy bagaż. Chwilę później meldunek z kabiny ? wszystko się zgadza z dokumentami.

Zamykamy drzwi, uruchamiamy silniki, czytamy wszystkie listy kontrolne i już zgoda na kołowanie. Wszystko w mniej niż 30 min od wyłączenia silników do odkołowania. Rozkład jest ciasny, ale zazwyczaj udaje nam się utrzymać w jego ryzach.

Ruszamy na pas i startujemy. Po starcie zakręt w prawo i jak na dłoni widzimy całe lotnisko. Po naszym odlocie został tylko tuman pustynnego pyłu. Wdrapujemy się na poziom przelotowy i prosto do Muscat.

W okolicach naszego docelowego lotniska jak zwykle trochę chmur zgromadziło się nad górami ? będzie trzęsło podczas schodzenia do lądowania. Na szczęście pas chmur jest niezbyt szeroki i udaje nam się większość ominąć. Lądowanie i jak zwykle nasze ?stare? stanowisko postojowe numer 32 na wschodnim krańcu lotniska.

Wyłączamy silniki, pasażerowie wchodzą do autobusu a my zabieramy się za dokumentację techniczną i przygotowanie samolotu do postoju. Potem terminal, szybka odprawa graniczna i już autobus do firmy, check-out i mogę spokojnie wsiąść do rozgrzanego jak piec samochodu, wiernie czekającego na parkingu na mój powrót.

I tak dzień za dniem mija czas od lotu do lotu, od jednego dnia wolnego od pracy do kolejnego dnia wolnego od pracy. W czasie urlopu może uda się wpaść na kilka dni do Polski odwiedzić rodzinę i znajomych, zawsze brakuje na to czasu.

Aha, jeszcze jedno bardzo interesujące spostrzeżenie. W Omanie latem, kiedy temperatura dochodzi do +50°C wychodzenie z domu nie należy do przyjemności, żyje się raczej w domach, centrach handlowych albo w samochodzie. Zostawienie samochodu nawet na pół godziny przed sklepem to dość prawdopodobne poparzenia przy wsiadaniu do niego, każda metalowa część w środku jest nie do dotknięcia a kierownica też parzy jak diabli. Jeśli idziemy na krótkie zakupy, czyli do godziny, można zostawić uruchomiony silnik i włączoną klimatyzację, to pomaga. I tu oczywiście nasuwa się pytanie, czy jak wrócę to znajdę swój samochód na miejscu, w którym go zostawiłem? To w sumie zrozumiałe wątpliwości, ale nie w Omanie! Tutaj nie tylko możesz zostawić otwarty samochód, ale również wszystkie rzeczy w środku, czyli portfel, komórkę, zakupy itd. Nawet jeśli nie będzie Cię pół dnia, nikt nie dotknie Twojej własności bo jest... TWOJA a nie jego. Trochę to przypomina USA na prowincji, ale takie zachowanie nie jest spowodowane żelaznym egzekwowaniem prawa czy wysokimi karami za kradzieże. To jest Oman i ludzie tu mają wysokie poszanowanie dla cudzej własności. Jeśli coś gdzieś zostawisz to bardziej prawdopodobne jest to, że ktoś do Ciebie zadzwoni i powie, że coś zostawiłeś niż sobie coś przywłaszczy. Tak stało się z portfelem mojego kolegi zostawionym w sklepie. Trzeba było widzieć Jego minę gdy odebrał telefon!

 

Dla dociekliwych załączam współrzędne geograficzne naszego ?lotniska? na środku pustyni: N1923.29 E05623.98 Nazywa się to ?Mukhaizna Airstrip?

 

Norbert

 

Kilka zdjęć z prywatnych zbiorów autora.

 

 

 

Podejście do lądowania na pustyni

 

 

 

?Lotnisko? Mukhaizna, plyta postojowa przed terminalem


 

Pustynia... Jak okiem sięgnąć...

 

 

 

Kilka chmurek dookoła Muscatu

 

 

 

Krótka prosta na pas 08 w Muscat

 

 

 

A teraz pas 26...

 

 

 

Muscat z lotu ptaka

 



Dla niedowiarków - "letnie klimaty"